Radość (i łzy) rodzicielstwa moich dorosłych dzieci


Radość (i łzy) rodzicielstwa moich dorosłych dzieci

Patrzyłem, jak wpadła do domu. Niebezpieczeństwo, zwykłe niebezpieczeństwo, jeśli pozwolisz jej to powiedzieć.


Nie zauważyła, że ​​czytam cicho w kącie, więc poszła dookoła, trzaskając szafkami i szufladami, a potem w końcu zakończyła atak na kuchnię, otwierając i zaglądając do lodówki. Słyszałem, jak mamrocze coś o nienawidzeniu swojej pracy, współpracowników, dojazdów i oczywiście skromnej pensji, na którą czekała co tydzień. Była urocza.

Zerknąłem na moją książkę i zbadałem ją. Była uważana za osobę średniej wielkości, około 5'7”, co było olbrzymem w stosunku do mojej ramy 5'1”. Miała te niesamowite, jasnobrązowe oczy w kształcie migdałów, na które nieustannie narzekała na rozmiar i kolor, ale dla mnie i jej ojca były cudowne.

Spojrzałem na tę niesamowitą osobę, którą stworzyłem, i to, co mnie wyróżniało (oprócz wysuniętej wargi), to to, że była teraz dorosła. Spojrzała na mnie, jakby zauważyła mnie po raz pierwszy, i zapytała: „Na co się patrzysz, mamo?” Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Wszystko, co musiała teraz zrobić, to nadepnąć lewą stopą i jak na komendę zrobiła. Zaśmiałem się, gdy przemieniła się w moją małą dziewczynkę. „Nic” – udało mi się powiedzieć.

Moja dorosła córka była teraz 20-letnią studentką. Jeździła sama wszędzie i nigdzie jednocześnie. Kupiła sobie jedzenie i wynajmowała mały pokój od swojej najlepszej przyjaciółki. Była pod każdym względem dorosła. Niemniej jednak nie mogłam nic poradzić na to, że nadal widziałam ją jako moją małą dziewczynkę.


Wychowywanie dziecka wydaje się być psychologicznym i fizjologicznym zobowiązaniem na całe życie, które podpisałem krwią w dniu jej narodzin. Nie miałam pojęcia, że ​​będzie tyle obowiązków, a mimo to z radością poświęciłam swoje życie tej istocie. Wzloty i upadki rodzicielstwa są zdecydowanie wyzwaniem, ale po prostu poczekaj, aż dostaniesz ładunek młodych dorosłych wybryków, które będziesz mieć jako rodzic.

Rodzicielstwo nauczyło mnie i mojego męża wiele o nas samych, naszych relacjach, a nawet o ciągle zmieniających się stylach współrodzicielstwa. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy zagłębiliśmy się w teatralny opis Nieszczęść w Rodzicielstwie, z udziałem nas. Naszymi gwiazdami były dwie dziewczyny i dwóch chłopców i nie dostaliśmy scenariusza, tylko po prostu improwizację. Nasze życie zawierało ambientowe abstrakty „nakazów i zakazów”, gdy opowiadaliśmy w kapryśnej i nieco dzikiej adaptacji naszej własnej wersji „This is Us”, jeszcze nieocenionej.


Z biegiem czasu odkryliśmy, że nasze dzieci są istotami złożonymi i że rodzicielstwo jest trochę jak barmanie: dodajesz dużo tego, trochę tamtego, odrobinę tego i w końcu jesteś pijany specjalnością każdego z nich. poszczególne marki. Pamiętam, że musiałem nauczyć się rozumieć mojego 5-letniego syna Język miłości i jego różne wady osobowości, podczas żałośnie ciesząc się nowo odkrytą niezależnością mojego 11-latka. To był oksymoron radości i łez. Pamiętam też, jak modliłem się z moim 4-latkiem, a potem tłumaczyłem Boga mojemu 6-latkowi, podczas gdy mój 8-latek słuchał i jakoś wczuwał się w szatana i czuł, że dostał złą reputację za to, że został wyrzucony z Niebo, mówiąc: „Szkoda mu, mamo, on już nawet nie odmawia swoich modlitw”.

My, rodzice, mamy tak wiele ról, o których nie wiedzieliśmy, że się na nie zapisujemy. Tak wiele zostało pominięte w opisie stanowiska. Aby wykonać tę pracę, ze wszystkimi jej oczekiwaniami, nie dostaliśmy nawet broszury z instrukcjami w stylu Ikei. Musiałem być dozorcą i pokojówką (żadne z nich nie oferuje wynagrodzenia ani świadczeń). Często byłam wzywana do bycia pielęgniarką, chirurgiem (jestem magiczna pęsetą) i moim ulubionym terapeutą. Rodzice zawsze potrzebują otwartego ucha lub dwóch. Jeden do wysłuchiwania różnych nieszczęść, a drugi do wysłuchiwania rozmaitych psot.


Byliśmy cheerleaderkami, drużynami motywacyjnymi, trenerami i nauczycielami. Wykazaliśmy się wielką sprawnością jako prawnik, sędzia, ława przysięgłych, a czasem nawet przysłowiowy kat (oczywiście mówiąc metaforycznie). Nie zabrakło też radosnych tytułów superbohatera i KOZA, największego (rodzica) wszechczasów. Jednak przy tych wszystkich ruchomych elementach rodzicielstwa w jakiś sposób przegapili włączenie któregokolwiek z nich do orientacji rodzenia.

Uważam, że naprawdę lubię patrzeć, jak moje dzieci wyrastają na dorosłych, z których mogę być dumna. Nie przeszkadzają mi nawet nowe role bankomatu, mechanika samochodowego, współsygnatariusza, organizatora i ich wiecznego terapeuty (dozorca i pokojówka wciąż jakoś są proszeni).

Jako rodzice jesteśmy surowi dla siebie, a jeszcze bardziej dla naszego rodzicielstwa, ale ostatecznie jedyne, na co możemy mieć nadzieję, to to, że nasze dzieci staną się troskliwymi, troskliwymi i kochającymi dorosłymi.

Wszystko inne zależy od nich. Na tym właśnie polega rodzicielstwo dorosłych dzieci, uczenie się, jak to rozgryzają, i oczywiście czekanie na skrzydłach, aby spaść w dół jak superbohaterowie, którymi jesteśmy. I teraz to widzę.


Tak więc niezależnie od tego, jak trudne mogą wydawać się zadania, czas i zaangażowanie rodzicielskie, robimy to najlepiej, jak potrafimy, z niewielkim uznaniem lub uznaniem dla naszych poświęceń. Nasze nadzieje i marzenia tkwią po prostu w nasionach, które zasialiśmy w ich małych sercach, aby rosnąć.

I wtedy to się dzieje. W końcu dorosną. I miejmy nadzieję, że są w stanie opuścić nasze kochające ramiona w poszukiwaniu sposobu, aby owinąć swoje kochające ramiona wokół kogoś innego i samemu zostać rodzicami.